łupy, to poradź jej, mój drogi, że mleko pod blachą...
Wytarła oczy chustką, żeby nikt nie domyślił się jej płaczu i, zapowiedziawszy prędki powrót, poszła.
Franek ostał sam w izbie.
— Czy też Hanka przyjdzie? — myślał, niepokojąc tem pytaniem serce. — Kto wie, co tam mogło zajść od wczora...
Nasuwały mu się przed oczy obrazy coraz to bardziej trwożące. I w chorem sercu przypuszczał, że wszystko mogło zajść... Dlaczegożby go miało ominąć i najgorsze zło? Już wiarę w powodzenie stracił; pewność, darząca myśli nadzieją, zmarła w nim dnia wczorajszego. Teraz tak osłabł w sercu, że się nie ośmielił znikąd dobra dla siebie spodziewać. Dawniej widział duszę swoją polaną słoneczną, z której myślami jak ptactwem na wszystkie strony powietrzne wylatał — teraz widzi ją spaleniskiem smutnem, po którem myśli snują się jak pogorzelcy... Czegoż od świata spodziewać się, kiedy jedyne dobro spłonęło? Chyba jakiego pocieszenia od kochanych serc... I jak owi pogorzelcy zwracają oczy na drogę, czy nie ujrzą zbolałych twarzy swych przyjaciół, i zwracają je coraz beznadziejniej — tak myśli jego smutne wyzierają przyjaciółki i wyczekują coraz to niepewniej...
Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 239.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.