Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 240.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ktoż wie, co jej tom naopowiadano, jakie uczucia przez to dla mnie chowa... Aleć mnie naprzód powinna wysłuchać... Ach, czemu ja dawniej nie mówił z nią o wszystkich swoich zamysłach i oddalałech do ostatka... Teraz coż mówić już o tem? Kiedy runęło... I nie zdołałbych nawet...
Dumanie jego przerwał stuk niegłośny w sieni. Ktoś, słychać było, szarpał drzwi i nie mógł ich otworzyć. Frankowi serce zabiło — myślał, że to Hanka. Drzwi się nareszcie otwarły nieśmiało — i weszła, a raczej przewlekła się przez wysoki próg do izby nieduża siostrzenica. Temu jeszcze źle było jej wejść, że była opasterzona płachtą lnianą, która jej małym, obutym stopom zawadzała.
— To ty, Maryś? — przywitał ją wujek.
Obróciła ku niemu zadziwione oczy, potem podeszła cicho i pocałowała go w rękę.
Odrazu zauważył w niej zmianę dość dużą i przyjrzał się jej lepiej, skoro stanęła przy nim koło ławy. Nie była to już ta Marysia rozswawolona, śmiechliwa, która go kiedyś zwodziła koniczynnem «szczęściem», ale jakosi dziwnie przystarzała w oczach, jakby od tego czasu przeżyła niejedno w sieroctwie lato.
Zastanowił się Franek w sercu zadumionem... Mróz, idący po polach, kwiatka nie ominie. Smu-