Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 243.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zatrzepotało w nim radością trwożną, nogi się pod nim zachwiały, i ledwo zdołał namacać stół blizki, na którym sparł się dłonią. Ciżba przypomnień miłych i bolesnych poczęła mu przemocą cisnąć się do głowy. I stał pobladły mocno obok stołu, a naprzeciw niego, przy drzwiach, stanęła Hanka z widocznym niepokojem w twarzy.
Zośka, pojąwszy Marysię za rękę, przeszła z nią zaraz do izdebki. Ostali więc sami dwoje. I długą chwilę serca im tętniły jak dwa zegary w pustej izbie.
Franek pierwszy poszepnął:
— Myślałech, że już nie przyjdziesz...
Była w tych słowach, dalekich od myśli serca, i wymówka jej zobojętnienia (że od tak dawna nie starała się go widzieć) i radość z jej obecności. A gdy Hanka nic na to nie odpowiedziała, Franek, przemógłszy obawę, która mu się zrodziła w sercu z niewyraźnych przeczuć, przemówił drżącym ze wzruszenia głosem:
— Pamiętasz, co ci powiedziałech jednego wieczoru, kiedyś mnie przez te działy puste odprowadzała do domu?
Hanka wzruszyła na to ramionami, co przełożone na słowa znaczyło:
— Skądże ja mogę pamiętać?
— Ja zaś wyraźnie baczę... Ująłech cię za