Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 021.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z dalekiego światu, co mu bardzo za złe mieli gazdowie starzy. Karczmę omijał z daleka i nie rad pijał. Ale miał mir u młodych, bo był człek honorny. Parobki Potaczkowe i bitne Smreczaki wszędy się radzi chwalili przyjaźnią Franka. A zdumiewał on ich siłą, ogromem, postawą.
— Z nim i do piekła letko iść — mawiali — bo je smok mocny, jak straż Lucypera. Nie żarty!
Długo Franek Rakoczy trzymał się na osobności, zdala od gwaru. Zadumywał się często w sobie, jak nie młody, coś ważył w sercu. Potem gorliwie chwytał się roboty i piorunem czynił wszystko, jakby się czasu lękał, że ucieknie. Znali go już z tego dobrze, nikt się nie dziwił. Bo i z ludźmi był jak piorun, taki naremny. Ale dziwować się poczęli, i to nie na żarty, kiedy Franek jął wglądać w różne sprawy gminne, rozpytywać się dokoła...
— Co mu do tego? Jest wójt, jest pisarz, są i radni, ma kto dozierać. Kto go postanowił konwisarzem? Co on se myśli?
Ciekawość rosła, rady były długie, nieustanne, a radni już poczęli gorzeć w sercach swoich z obawy przed nim.
Wójt Suhaj wiedział wszystko. Od czegóż był wójtem? Wiedział i to, że Franek, o Hance myślący, radby mu zajrzeć w serce, oskroić na poły, przekonać się, co tam u niego na dnie,