Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 035.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zauważył powitania i zdawał się czegoś pilnie wypatrywać za oknem.
— Tu widzę — rzekł przybyły — jakaś wielka rada. Sami ojcowie zacnych rodów. Może jakie rodowe sprawy macie na uwadze, o których nie trza wiedzieć każdemu... Co? To sie usunę.
— Eh nie — odparł Cichański. — To ino wybory.
— A, to dobrze. W sam raz sie zdarzyło. Bo ja właśnie myślałech o tem... Trzaby sie naradzić. Ale cóż was tak mało? Któż was to zwoływał?
— Ta ociec Suhaj — szepnął Gniecki.
— Hm... przecie to nie ino wam leży na sercu...
— Rakoczy! — warknął Suhaj, ale wnet się pohamował i począł mówić spokojnie, zapatrzony w okno: — Bywają takie sprawy, choć i nie rodowe, o których nie każdy musi wiedzieć...
— Wójcie! — przerwał Rakoczy. — Ja was nie rozumiem.
— Nie dziwota. Jeszcze niemało wody w roztokach upłynie...
— Czy wy myślicie, że do spraw kraju mają ino prawo rody mieszać się, nikt więcej?
Spojrzał wkoło po gazdach, ale oni milczeli uparcie.
— To wy sie chwalicie rozumem, a nie wiecie doznaku, jakie czyje prawo?