Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich! I młodych i starych i rodowych i nierodowych, bo to wszystko jedno! Każdy rodzony przecie i umierać musi.
Wypowiedziawszy to jednym tchem prawie, siadł na końcu ławy i parę razy przesunął dłoń po czarnych strączkach, spadających na czoło. Gazdowie słuchali jeszcze, jakby im coś grało te słowa powtórnie; ale Suhaj wnet przerwał, mówiąc:
— Słyszeliście? Jak on to ładnie umie opowiadać...
— Wójcie! — zerwał się Franek — tu z kpinami wara! Bo tu idzie o ludzką biedę, nie o mnie. Na to nie patrzcie, jak ja opowiadam, ale co opowiadam — weźcie pod uwagę. Ja sie nie uczył słów na pamięć, żeby je umieć płynnie gadać, ale-ch sie patrzał na tę biedę, na ten nieszczęsny kraj — stąd moja mowa płynie wartko, jak te potoki ludzkich łez...
— Słyszane to rzeczy — podjął Szymek — słyszane to rzeczy, moiściewy, żeby sie tacy ludzie najdowali na świecie, skoro człowiek...
— Widzicie! Patrzcie! — przerwał Suhaj. — Przyszedł nas uczyć rozumu i, Bóg wie, co nie będzie nam tu opowiadał... A tobie skąd zachciało sie ludzkiemi rzeczami zajmować — hę? Kto cie do tego upoważnił? pies? My sie bez takich doradców pięknie ładnie obejdziemy. Je-