Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 041.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wierzę! wierzę! — zaśmiał się Franek. — I cesarz z lokajami na migi nie gada, ba...
— Rakoczy! — wrzasnął Suhaj. — Dużo jeszcze powiesz?!
— Ino ty sie miarkuj, Franuś — pogroził Szymek.
— Myślicie, że sie was boję, choć-ech jeden? Ale ja tu nie przyszedł z wami bitki stroić... Zwołacie tu całą gminę, wszystkich, albo nie? Odpowiadajcie prosto.
— Kto nam każe? Ty?! — skoczył Suhaj i zachwiał się cały. — Ty nam będziesz przepisował, co mamy robić? To już nima ojców, ani władzy, ani starszych ludzi! Inoś ty jest jeden mądry, ty... — zadyszał się i nie mógł nijak skończyć.
Gazdowie poruszyli się, powstali z ław, krew poczęła napływać zwolna w ich zasuszone, szare twarze. Franek spokojnie stał na środku izby, choć gniew już kipiał w nim, hamował słowa; pięści jeno zaciskał i paznokcie wbijał w dłonie, gdy mówił:
— Rozumu wam nie przeczę. Macie go aże nadto na tutejszą biedę. Ino ten rozum chodzi po jałowcach, ten rozum, wiecie, głupi jest sam w sobie.
— Co on gada? — pytali się cicho między sobą.
— Wy ino macie przed oczyma siebie! —