Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wprost, ale tak, że każdy wie dobrze, o kim myślą. I te proroctwa Saby bedą stosować do niego i wszystko złe na świecie... Taka ich natura.
— Żeby ja to ojca mógł przekonać...
— Nie potrafisz. To darmo. Co ja sie im już naopowiadam! A uwierzą mi? Oni ta mają swój rozum, nie pytaj sie. Wiesz, coby ich przekonało? — dodała po chwili. — To, żebyś miał gruntu dużo, abo jakie pieniądze wielkie...
— Ba! Ja wiem o tym... Ale skąd-że wezmę?
Pozierała na niego, czy nie powie co więcej, a gdy milczał, spytała prawie obojętnie:
— A jakże z tą połówką? Obiecali ci pono spłat... Dużo to bedzie?
— E, co tam gadać! — machnął ręką. — Ze szwagrem nie poradzi, bo to człek ściśliwy. On by za groszem i do piekła szedł...
— Taki skąpy?
— Lepiej nie mówmy o tem. Wiesz co, Hanuś...
— Jak to? — przerwała. — On cię odsunął z twojej ojcowizny, i będziesz mu darował? Przecie to grzech o pomstę...
— Aleć on mi da...
— Kto wie, kiedy! Oddalał cię bedzie z roku na rok, a potem... Ty ino o drugich ludziach myślisz, a o mnie to nic!
— Hanuś! O coż ty płaczesz? Przecie ja