Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kogóżeście ta ustanowili? — spytał Rakoczy.
— Nikogo jeszcze, bo ja poszedł, ale mi sie widzi, że najprędzy Szymka wyprawią razem z wójtem, bo to krewniaki blizkie, to sie zgodzą.
— A wy sami, kogo-byście chcieli?
— Abo ja wiem... Niech idzie, kto chce. Ja sie ta nie dopraszam.
— Ba, ale to nie można tak lekceważyć swoich własnych praw, bo któż je bedzie szanował, jak nie wy? Przecie tu o waszą biedę idzie, zrozumcież. Taki poseł ma być obrońcą w sejmie waszych spraw, rzecznikiem waszych żądań i potrzeb piekących.
— Dyć prawił o tem i Suhaj.
— Nawet ustawy ma prawo układać razem z innymi. To, wicie, trzeba ludzi śmiałych i uczciwych, coby sie nie dali przeciągnąć na drugą stronę, nie wybierali dygnitarzy, ale swoich ludzi, sercem i duszą przywiązanych do tej ziemi nieszczęsnej, do tych chałup. Bo inaczej, powiedzcie, po co nam te prawa? Jak my nie mamy z nich korzystać, ino ci, co swoich mają już za wiele?
— No dyć prawda, rzetelna prawda — szepnął Gniecki i zastanowił się chwilę. — Ale poradzisz to z ludźmi? Jak i wójt... No dyć człowiek, zdaje się, oparty. A przecie ja nie dałbych ani złamanego dyszla za jego rzetelność. Bo nie