Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 062.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dziwota! Człek se różnie myśli i nieraz daje sie powodować ku złej stronie z miętkości serca swego i z obawy. Ale najlepiej, żebyś słuchał, co ci tam szepce wewnątrz bezustanku, bo to jest jeden doradca prawdziwy...
— I nieomylny! — dodał Franek.
— No, to my sie zeszli — rozśmiał się Gniecki, stając. — A teraz musimy sie rozejść, bo ja haw idę, ku chałupie. Nie wiem, jak oni ta co robią. Jak nie widzą gazdy nad karkiem, to robota śpi. Tak bywa... No, ostań z Bogiem, Franuś. A niech ci nie będzie za przykro, żech sie osobą swoją przyczynił do zniewagi, jaka cie spotkała. Lepiej im ta na oczy nie właź...
Podali sobie dłonie i rozeszli się w przyjaźni ludzkiej. Rakoczy poszedł prostą drogą, a Gniecki skręcił ścieżyną ku osiedlom, na lewo.
— Mądry jest, bo jest — myślał o Franku idęcy. — Ale zastanowienia jeszcze ni ma. Ho, i nie wnet bedzie je miał, aż mu sie sadła dobrze za skórę naleje. Takim tak bywa... Z początku chyci ostro, jak ten źróbek zaprzągnięty w jarzmo, wysila sie i ciągnie, aż mu oczy krwią zachodzą, a potem puści raptem i da folgę przeciągniętym żyłom. Wtedy dopiero widzi, że on głupstwo ludzkie wiózł, nic więcej. A ono takie ciężkie... ho! niejeden już siły stargał, próbując je ruszyć.
Rakoczy zaś, idąc drogą, naodwrót myślał o nim.