Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Z tą myślą gniewnie popchnął drzwi przed sobą i znalazł się w oświetlonej izbie.
— Witajcież! — ozwał się cienki głos kobiecy. — Myślałach, że cię nie ujrzę przed nocą, tak cię cosi stronami wodzi...
Franek nie odpowiedział nic, zdjął kapelusz i usiadł ciężko na ławie. Rękawem ocierał spocone czoło, odgarnując palcami opadające strączki włosów.
— Mojego też nie widać. Pojechał do lasu... Żeby go ino nieszczęście nie spotkało jakie, broń Boże...
— Siostro! — zawołał Franek. Lecz wnet się pomiarkował i, nie dodając więcej ani słowa, opuścił głowę nizko i oparł ją na dłoni.
Siostra zaś pytająco patrzyła na niego, a nie słysząc nic więcej, zaciekawiła się niemało i bliżej podeszła.
— Miałeś cosi powiedzieć...
— Nie.
— Możeś głodny, bracie?
— Abo ja wiem!
Stała jeszcze chwilę przy nim, czekając daremnie.
— Taka z tobą zawdy gwara... — szepnęła z wyrzutem, i odwróciła się niechętnie ku nalepie.
Franek po chwili, gdy przechodziła obok