Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 077.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

I urosłaś taka śmigła,
Jak jedlica w borze —
A ja zmalał, jak ten smerek
W skalistym ugorze...

Oj, co mnie też przesadziło
W to samotne pole!
Wysłużyłech tobie szczęście,
A sobie niedolę...«

Wiatr uderzał o szyby, jakby chciał obudzić śpiących, by lepiej słyszeli.
— Zośka! Słyszysz? — ozwał się surowo Franek.
W izdebce powstał szmer, i odrzekł niewyraźny głos kobiety sennej:
— Zdmuchnij świecę, bo ta łazęga myśli, że ja nie śpię, i nie przestanie do rana zawodzić... Mój nie przyjechał jeszcze?
Frankiem zatrząsł gniew serdeczny. Już miał dla niej goryczne słowo na wargach, opanował się jednak prędko i nie rzekł nic. Długo leżał bez ruchu, dumając nad różnicami serc z jednej urodzonych ziemi.
— Nie warta jego śpiewu — szepnął wreszcie. — Niech i on sie wyśpi... Choć może przez tyle roków oduczył sie spać.
Powstał i zgasił światło.
Za chwilę przemknął koło ściany szmer, a za nim szelest. A potem wszystko ucichło.