Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 085.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwolna, dumając począł roztaczać sny zakwitłych myśli, jak roztacza się pokosy wonnych traw na łące leśnej, skoszonych dziś o rannem słońcu po rosie. I jako pasterz, bawiący przy sianie, który wie, że pogoda nie zmieni się prędko, z rozkoszną niedbałością przetrząsa pokosy, a niekiedy, senny, spocznie i nurza się w odurzających zmysły ziołach — tak i on zwolna i leniwie roztrząsał w myślach sny tęczowe, wiedząc, że czas budowy planów nie wnet się zachmurzy.
Snuł przeróżne sposoby porwania Hanusi i uprowadzenia jej w świat nieznany, daleko od ludzi. Czy ona sama zechce, czy się zgodzi, o tem nie myślał nawet małej chwili. Wiedział, że, miłując go tak bardzo, na wszystko przystanie. Przecie to jej zbawienie i wesele życia. A myśląc o tem życiu z kochaną Hanusią, czuł w sobie siłę podwójną do walki z głupotą, gazdującą w narodzie biednym.
— Otrzęsie sie to wszystko, jak gruszki przejrzałe. Drzewem ruszyć, a posypie sie na ziemię osiwiały grad... Jałowce zgniłe, w cieniu wyrośnięte, nie bedziecie wy udawać lasu, niech wam sie nie śni!
Ani widział, zadumany, jak po trawniku od izby przytoczyło się ku niemu nieduże bobo. Postrzegł je dopiero wtedy, kiedy usłyszał zblizka szepleniący głos: