Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 094.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chodzić, zataczając koła wązkie, odedrzwi do pieca.
Szwagier wbił igłę w sukno i wodził po izbie za Frankiem oboma oczami, w zdumieniu wielkiem, jakby chciał zapytać kogo, co mu się stało. Znał go już dziwacznym zdawna, ale przecie nie tak bardzo, żeby go o warjactwo można było posądzić. Od niejakiego czasu coraz gorzej. Ciska się, jakby osy latały dokoła niego... Powiedzcie ludzie, co jemu jest, co jemu dokucza?
Zośka ruszyła ramionami, nie odrywając się i na krótko od pilnej roboty. Franka znała od dziecka, wiedziała, że ma naturę inakszą, niż ludzie, a potem świat go jeszcze do reszty odmienił... Co prawda, przypominał nieboszczyka ojca, którego pamiętała, jak przeze mgłę ciemną, ale się dużo przeinaczył dumaniem i... Pan Bóg może wiedzieć zresztą, co jego tam trapi. Odmieniec był i będzie do skończenia świata. Darmo dziwić się temu, nikto nie poradzi... Nie dziwiła się i teraz, bo czasu szkoda; uwijała się z robotą, myśląc o jutrzejszem święcie Matki Boskiej i o tem, jak ulegować chłopa, żeby jej nie bronił iść na odpust, niedaleko, ino do Ludźmierza.
Franek po izbie chodził długo, nim ostudził głowę i pozbierał proste słowa, zrozumiałe