Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Szwagier zaś inaczej myślał, po swojemu, prosto.
— Zachciało mu się, widać, gazdowania, i czeladzi, i baby, i djabeł nie wie, czego jeszcze, radby majątek do siebie przygarnąć, a ty kochany szwagrze bieduj na połówce, abo idź na zarobek do świata, jak nie bedziesz miał w chałupie co do gęby włożyć.
Tego się dużo obawiał. Bo choć wiedział, od czasu, jak się tu przyżenił na swoje nieszczęście (a jak przedtem powiadał — na swoje szczęście), że się Frankowi połówka należy, to potem jakoś zabaczył doznaku, zdawało mu się, że on gazdą na całej zagrodzie. Sam uwierzył w to święcie, i nic go nie trapiło. Myślał, że tak do śmierci będzie, jak bywało, i nic się nie odmieni na tym bożym świecie.
Bo Franek zgodliwy był i nigdy słówkiem nie napomknął o swojej części, aż tu naraz... — Nieszczęście spadnie niewiedzieć skąd, ani sie człeku nie spodziejesz. — Strapiło go to srodze i boleśnie. — Co tu odpedzieć na takie łakomstwo, na takie w złej godzinie pomyślane słowo?
Jeszcze w Zośce miał dbę, jako, że to niewiasty umieją wykrzyczeć, czegoby nie zdołali wybić z głowy chłopi; a przytem Zośka jest i siostrą jego, nieraz koszule wyprała mu w rzece, powinien mieć wzgląd jaki i wymiarkowanie,