Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

piekny. Bedzie tam narodu siła, księży i biskupów!
— Nie bedziesz mi bronił, Jędruś? — przymiliła się Zośka.
— Kany?
— Do Ludźmierza.
— Dzisz, znowu te odpusta! Nimasz to w swojej wsi kościoła?
— Cóż z tego, że mam? Cały rok do niego chodzę...
— Bóg cię wysłucha i tu, ino sie pomodlij szczerze.
— Chciałabych se tam iść do spowiedzi...
— Możesz i tu, ksiądz zawdy siedzi w słuchanicy.
— Ale ja wolę do obcego.
— Cóż to znowu za przebiory? Moiściewy ludzie...
— Ty nie wiesz, boś nie był na odpuście...
— Wam odpust w głowie! Jak mnie elementarz... Przewietrzyć sie, obejrzeć światu kawał, napaść oczy księżami — to was ino ciągnie.
— A choćby, to we święto czas nie taki drogi...
— Już ty mnie nie przekonasz! Daremne gadanie.
Zośka już była blizka płaczu, ale jeszcze nie traciła nadzieji, łzy ostawiając na ostatek, gdy insze zawiedzie.