Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 119.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

oka mgnienie, gasły. Z odkrytego czoła jego widniała duma i jakby wyzywanie śmiałe nieznanych sił...
Hance, gdy patrzyła w niego, wydał się tak pięknym, jak nie Rakoczy, ani człowiek ziemski, ale jakiś...
— Doznaku, jak święty Michał na obrazie! — krzyknęła, ucieszona porównaniem swojem. — Ino może...
Bała się powiedzieć głośno: piękniejszy...
Obudził go ten krzyk dziecinny, zwrócił się, postąpił parę kroków i stanął przed Hanką.
— Coś powiedziała? — spytał, nie myśląc o tem, co mówi, jak człowiek, którego dopiero co ze snu zbudzono.
— Powiedziała — podjęła siostra — żebyś do jutra stał na Obidowcu. A wieczór sie zbliża. Kiedy zajdziemy do wsi?...
— No, to chodźmy, kiedy wam sie już przykrzy stać... Ale wam powiem, że niełatwo drugi raz przeżyć taką chwilę...
— Rozumiem przecie dobrze — tłómaczyła się Zośka — i żeby nie ten odpust...
— Za taką jedną chwilę — przerwał niecierpliwie — daruję ci sto odpustów!
— Nie bluźnij, Franek! — pogroziła — bo cię Pan Bóg skarze. Obaczysz...
— Co mu się stało? — szepnęła Honorka. — Taki był wesół przedtem, rzeźki...