Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 128.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jego... Drgnął mimowoli, a Hanka się rozśmiała i zapytała cicho:
— Boisz sie strachów?
— Nie.
— A jakby strach do ciebie przyszedł?
— To niech przyjdzie...
— Hanuś! — ozwała się Zośka — kany-żeś ty? Pódź, bo inaczej bedziesz skraja leżeć, nie w środku...
— Ja wolę skraja! — odrzekła, przytulając się do Franka, lecz zanim ręce podniósł ku jej włosom, wywinęła się, i zaszeleściło tylko siano, jak odeszła w mrok.
Franek stał jeszcze chwilę, a potem wrócił na swoje posłanie. Przeżegnał się krzyżem świętym i opadł na słomę.
Słyszał, leżący, brzęk dalekiej gwary, zawieranie drzwi i szepty coraz cichsze za ścianą, bliziutko... Szuściało coś, jak liście uschniętej osiny. Za chwilę szepty ucichły, a podnosiły się oddechy coraz dłuższe i wyraźniejsze i coraz więcej jednostajne, wpadały w uszy, jak miarowe suwanie suknianych wałków po ostrym stole.
Posnęło wszystko, a on czuwał, niechcęcy, bo nie mógł usnąć. Odleciało go spanie doznaku. Czuł jeszcze gorąc jej przytulonego ciała, jak rozpalonego na słońcu mchu... Dreszcz go przebiegał i coś dusiło za gardło. Nie mógł się nijak