Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

opamiętać, co się dzieje z nim. Starał się gwałtem zająć myśli czem... lecz nieporada. Mgła zachodzi na oczy i osłania wszystko pomroką szarą, gęstą. A z po za mgły Hanusia wychyla głowę ku niemu, zbliża się i przytula... Piekący płomień obiega ciało jego...
Wstał, odrzucił płaszcz od siebie i dygotał cały, ale nie z zimna; zdawało mu się, że potoki ognia płyną przez żyły i krew... Myśli jakieś spragnione, głodne, krzyczały wniebogłosy, szarpały się, jak psy na łańcuchu, i wyły głośno, przeraźliwie, jak jesienny wiatr. A w piersi płomień szalał. Popielił, jak liście suche, wszystkie uczucia młodzieńcze i przepalał do granic białego żużla pragnienie twórczej miłości. Czuł, jak płomień ten wzmaga się w piersiach, rośnie, przechodzi do głowy, zapala mózg, zalewa oczy, usta...
— Nieporada! — szepnął. — Coś strasznego stać sie może na świecie...
Słaniając się, namacał drzwi, szarpnął je i otworzył. Zimno owiało go z pola. Usiadł na progu, twarzą do osiedla zwrócony.
Siedział tak długo, aż odrętwiał cały.
Wtedy powstał, zawarł po cichu drzwi i ułożył się na posłaniu. Czuł się trochę zmęczonym, ale jak zwykle po całodziennem skłopotaniu i dalekiej drodze. Jak codzień prawie, gdy się układał do snu, tak i teraz: wróciło mu falą dzienne