Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szyło sen. Poruszył się i zbaczył se odrazu, że na słomie spoczywa... w Janiołowej stodole... na boisku. A tam, za ścianą śpi Hanusia... tam Hanusia śpi. Przyłożył głowę do pościeli, ale nie mógł usnąć, a wciąż mu się zdawało, że coś szeleści słomą.
— Pewnie myszy... bo cożby inszego? Musi tu być mocki tego narodu. Że też nie chowają kota... Dziwaczni ludzie. O, znowu!... Nie dadzą spać... doznaku wybiją człeka ze snu... A niechże was jasne koty!...
Słyszał teraz wyraźny szmer po ścianie.
— I po ścianach łażą... Coby nie! Bestje mają przemysł w nogach... I po szybie wyjdzie, jak jej o to bedzie chodzić, żebyś ty nie spał... Ale to dziwna... Nie... to chyba nie mysz...
Usłyszał suwanie słomy, jak suwa się stopami... Podniósł głowę i patrzał szeroko otwartemi oczami w ciemność, ale nic nie mógł rozpoznać, nawet cienia... Czuł jednak, że ktoś tu jest... i stoi niedaleko... blizko... bardzo blizko... Oddechu nie słychać — ale słychać wyraźne uderzenia serca czyjegoś.
Wyciągnął ręce w mrok — i napotkał w mroku ręce, wyciągnięte ku niemu...