Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

najcu, ominął miasto stołeczne Podhala, i zawahał się na chwilę, którędy ma iść. Wybrał, jako i poprzednio, krótszą drogę przez pola i poszedł ścieżynami pomiędzy owsy, bo inne zboże tu nie rosło, ino jeden owies. Stoki się już poczynały połogą uboczą.
Niezadługo zszedł się z jezdną, kamienistą drogą i obaczył przy niej, po obu stronach stojące, odymione szatry. Zdaleka poznał cygańskie osiedle, zwane pomiędzy ludźmi Kowańcem. Ciekawość go popchnęła zobaczyć naocznie, jak oni se tu gazdują, ci wieczni latawce. Postanowił przejść uważnie przez całe osiedle.
Jeszcze nie doszedł pierwszej z dołu szatry, kiedy chmara czarnych dzieci zgruchnęła ku niemu, otoczyła go z jękiem i lamentem, i nie ustąpiła, dopóki się nie opłacił monetą drobną. Wtedy kędzierzawy drobiazg rozbiegł się czemprędzej, łyskały ino strączki włosów z poza węgieł szatr.
Za chwilę wybiegł na drogę smukły wyrostek, a obaczywszy obcego, stanął i poczekał, aż Rakoczy do niego doszedł. Wówczas, jak długi, padł na ziemię i począł skomleć, całując raz po raz kamień przed jego stopami. Rakoczego przykro uderzyło to płaszczenie się podłe, i ominął go prędko, idąc dalej.
Przybaczył sobie cyganów, których widy-