Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 163.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z izby — wtedy Suhaj wniósł barana i zaprosił naród; przyczem wygłosił mowę o braterstwie i o zwyczajach ojców. Z oporem, ale chętnie poprzysuwali się gazdowie do stołów i, nie dając się długo raczyć, jedli. Suhaj roznosił piwo, sam nalewał ludziom i zapewniał, że jest więcej, by nie żałowali. Niektórym zaś dziwno było, co on ich tak poi, i pytali się nieśmiało, czy to jaki jubileus, abo urodziny. Ale Suhaj odrzekł:
— Coby! Żadne urodziny. Kto ta może wypamiętać, kiedy sie rodził! To ino tak, zwyczajem nieboszczyków ojców, chciałech was jako uszanować, kie-ście sie tu zeszli. Nie bogato, bo nie, ale darmo. Tak dziś pomału wszystko idzie z góry. Ho! To nie drzewiej! Kiedyś mógł wołu zabić i sprosić sąsiadów...
Na to jakiś głos cichawy odezwał się z kąta:
— Dziś telo baranem zrobi, kielo drzewiej wołem...
Suhaj bystro popatrzał w kąt, ale nie mógł zmiarkować, kto mówił. Siedzieli tam mało znani podletni gazdowie. Przy nich siedział i Gniecki. Czyżby on poszepnął? Ludzie zaś bliżsi, rodowi, chcąc zatrzeć te przykre słowa, a zarazem okazać przychylność swoją dla ojca Suhaja, poczęli mówić między sobą:
— Już ta takiego wójta drugiego Przysłop miał nie bedzie...
— O, bo nie!