Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 171.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze za mało? Sami chcecie sie do reszty zniszczyć? A któż wam zdrowie odda, jak sie straci? Czy wam już nic po niem na świecie?
Począł ich gromić w słowach ostrych, nie stając po żadnej stronie, co ich najwięcej złagodziło. Najpierw ochłonęli starzy; a potem już i młodych odpadła zawziętość, wnet ich dotkliwy ból uśmierzać począł, było bowiem wśród nich wielu ciężko poranionych, niemało srodze zbitych; niektórzy z nich odeszli, powlekli się do swoich chałup, a niektórych widziano jeszcze długo, jak świecili po jarmarku skrwawionymi łbami.
Rakoczy urósł w oczach ludzi. Garnęli się ku niemu zewsząd, każdy chciał choć słowo z nim przemówić. Tłok był taki, gdzie się ruszył, że go to poczęło drażnić, pozierał tylko, jakby się wydostać i zejść z tłocznego rynku. Nagle dojrzał z daleka Hanusię, jak wchodziła do sklepu. Czemprędzej popłynął w tę stronę, wydarł się gwałtem z ciżby i zniknął za drzwiami sklepu, napełnionego narodem.
Na rynku o nim gwara szła bez końca. Przychodzącym dopiero na jarmark opisywano całą bitkę dwóch zajadłych rodów i niespodziane wmieszanie się Franka. Opowiadano po sto razy, coraz to inaczej. Przypominano ową kłótnię, jaką miał z radnymi, pamiętliwsi powtarzali jego słowa śmiałe, tłómacząc je po swojemu