Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 172.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkim ludziom wokół. Najdonioślej ci głosili Rakoczego sławę, co zwątpili już byli o jego mocy doznaku.
— Takiby sie wam Suhaja zląkł? — mówili. — On sie ich wszystkich nie boi...
— Ale też ma siły w sobie!
— Hej!
Trafiali się zaś ludzie, którzy, widać, już od urodzenia źle byli usposobieni do świata. Albo insi zmożeni do ostatka biedą. Ci nie wierzyli nigdy wartko słowom. Ale jak posłyszeli Franka Rakoczego — pomiękli.
I niejeden z nich szepnął:
— Żeby to nie było wszystko jedno, to kto wie, czyby nie warto było uwierzyć w sprawiedliwość jaką...
W jednej z izb przytykających do sklepu siedział Franek z Hanką. Nikogo, prócz nich, tu nie było. Z przybocznej izby dolatywał gwar; tem śmielej przeto mogli mówić z sobą. Przed nimi na stole stały nienaruszone lampki wina.
— To mi zarzucasz, żem twoich krewniaków zgromił, a cożby było, jakby sie na śmierć pozabijali?
Mówił z wyrzutem, nie kryjąc swego żalu. Zabolało go to ciężko, że ona miast pochwały, wymówki mu czyni. Kiedy rozwalał całą górę chłopów, a ludzie stali dookoła — myślał przecie i o tem, że ona może z niedaleka patrzy i dzi-