Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 174.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Niewiedzieć czemu, pytanie to powiało, jak chłód, po jego sercu.
Po dużej chwili szepnął:
— Prawda, że to i ludzie żyją...
A obaczywszy w jej oczach zdumienie, dodał wartko:
— Ja zawdy zapominam o tem, jak jestem przy tobie... Zdaje mi sie, że nima nikogo na świecie, ino ty i ja — nas dwoje...
Przysunął się ku niej blizko i mówił serdecznie:
— Ja wiem, co cię niepokoi... Nie lękaj sie przecie. Sto ślubów nic nie znaczy, jak miłości nima... A czy może kto bardziej miłować odemnie? Wierz mi, ja o tem przemyśluję często, aby sie jaknajprędzej pochwalić światu, żeś moją...
— A o wypłat mówiłeś?
— Nawet parę razy. Szwagier nijak nie odpowiadał, ale widać, że jak będzie pilna potrzeba, to da. Woli przecie postarać sie o wypłat, niż odstąpić połowę gruntu i chałupy.
— No to jakże?
— Wpierw z ojcem twoim muszę dojść do rzędu. A nie, to i bez tego sie obejdzie. Niech padają pod nogi i najhrubsze kłody — nie cofnę sie i przejdę, i przewiodę cię do swojego domu...
— A kanyż twój dom?
Na to pytanie żartobliwe nie odrzekł nic, ino