Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 198.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

Minęło sporo chwil niemałych. W osiedlu Sołtysowem nastała już cisza. Lud się pomału porozchodził, roztracił po drodze, nie ostał ani jeden człek z gromady wielkiej.
Natomiast mrok-włóczęga zawitał w osiedle. Obchodził nieśmiało ściany, zazierał do okien i patrzał z po za węgła do drzwi z dziwnym niepokojem. Po chwili, po namyśle, rozodział płaszcz uszyty z ciemnej pajęczyny i rzucił pod wysoki płot, a sam ułożył się na ziemi, na wilgnej murawie, tak, że go prawie nie znać było, ino płaszcz z daleka widniał, czernił się pod płotem.
W izbie za stołem siedział Suhaj. Jeszcze dymu było pełno, znać, że niedawno ludzie wyszli. Siedział sam, oddając się medytacyi spokojnej.
— Tak bywa... Niczem inszem ludzi nie przygłaszczesz, ino srogą postawą, a łagodnem słowem. Mało jest bowiem nielękliwych, a jeszcze mniej takich, coby nie radzi byli słuchać miętkiej mowy. Zrazu najgorzy, nieporada nijak opa-