Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 218.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

prawo rozsądza, kiedy tak, a obaczymy, kto zwierchuje. Przecie może jest jaka sprawiedliwość na tym świecie...
Ujrzał się blizko osiedla i zwolnił kroku, by ludzie nie pytali, dokąd spieszy. Czuł w sercu ogień wstydu na myśl, gdyby im odpowiedzieć musiał, że do sądu... Myśl ta powiodła jego duszę przez obce jakieś pola, gdzie drogi pozagradzane płotami cierniaków, wszystkie miedze otyczone, ścieżyny wązkiej nie upatrzy, którąby można było przejść — i zawiodła ją na ugory znane, pełne dalekiej przestronności, po których za lat chłopięcych siwe owce pasał. Rozełzawił się tym wspomnieniem i począł wołać w sercu:
— Gdybyś ty wiedział ojcze dobrotliwy, jaki ten pasterz twój ma żywot smutny! Pożałowałbyś go i pocieszył, jak wtedy, gdy z ugorów przyszedł z płaczem wielkim, powiadając, że mu leśny zajął owce z wrębu. Dziś po ugorach insi pasą, niepile ręce orzą ziemię sprawioną twym znojem, a syn twój, odegnany od własnej dziedziny, u ludzi musi szukać prawa...
Spotkał się z drogą, wiodącą na dół wzdłuż roztoki i szedł powoli długi czas, dumając nad swoim losem. Złość go naremna ominęła, oburzenie zcichło, począł się zastanawiać nad tą chwilą przykrą, jaką mu padnie przeżyć pod ramieniem prawa. Choć zasłoni i skryje, człek