Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 220.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zadumała się nad czymś, potem zwolna jęła opowiadać:
— Chowałach to, jak złoto, jak skarby najdroższe. Niczem mi było wszystko, nawet kościół zaniedbowałach skróś niego. Nieraz Mszy nie dosłuchałach do końca, bojąc sie, że on tam krzyczy, labiedzi bezemnie. A jak podrósł od ziemi, tom go ochraniała, jak tę jabłonkę młodą; niczem nie dałach mu ruszyć, żeby sie nie zerwał. Nieraz nieboszczyk (bo już na boskim sądzie oddawna) zwoływał go do roboty, ja odwoływała; musiał se poganiacza upytać do wiesny, abo służącego utrzymywać, jak padło. I rósł w górę, jak smreczek nieprzyginany ku ziemi. Sprawiłach mu przyodziew, jakiej nie miał nikt we wsi, nawet prymne chłopy. Zawdy chazukę miewał nową, koszulę cieniutką, serdaczek bielił sie na nim, jak śnieg noworoczny. To se możecie uważyć, żech dbała o niego. Juścić przyszło do ożenku... Ja mu nie radziła. Wybrał sam, jaką se żywnie spodobał. Poszłach z nim do urzędu i zapisałach mu wszystko, ostawiając ino telo, coby se len wsiewać. Bo ja w zimie rada przędę, a jak sie nie wsieje...
Połknęła parę łez i domówiła:
— Kiedy on, wiecie, i tego kawałeczka mi zaprzeczył. A jak-ech mu powiedziała, że se