Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

złamał, huncwot zatracony! Takie to mam skrzepienie na starość. Co ja sie też nadumał, jak spokoju dostać! Nie poradzisz, bo darmo, bo dzieci ladaco. Ten ci sie widzi dobry, skoro mu oddasz grunt — już sie przeinaczy. I tak ze wszystkimi...
— Cóż teraz myślicie? — spytał Rakoczy.
— Myślę iść i odebrać temu zdrajcy, a oddać pierwszemu. Przynajmniej bitki nie bedzie w chałupie. A może sie już i on upamiętał i bedzie ojca miał w poszanowaniu...
— Nie wierzcie! — odparł za nim chłop starowina, który nadszedł i chwilę się już przysłuchiwał zblizka. — Nie wierzcie temu, co gadacie, bo to wszystko bajtki. Któryby też syn szanował ojca? Ja ich mam pięciu, chwała Bogu, a żaden mnie nie słucha. Nie dość, że w chałupie gryzą, to jeszcze po sądach człeka na starość wywłóczą...
— O cóż takiego?
— Dużo gadać. To wam ino powiem, moiściewy, że: tak źle i tak niedobrze. Oddasz grunt, to cię z chałupy wyżeną — nie oddasz, to sami wezmą. Jak i mój najstarszy...
— Jakże poradził wziąć sam?
— Jak poradził... No dyć słuchajcie, to wam powiem. Długo mu sie widziało czekać mojej śmierzci, toż to poszedł do stryka i namówił go, żeby mu stanął za ojca. Poszli do no-