Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 101.jpeg

Ta strona została przepisana.

Tych naprzód zgromi, którzy nieopatrznie w pole
Wyciągnęli tabory, z piechotą i z działy:
Bo się w prawo i w lewo z szykiem nie stykały;
Zkąd sześciu dział i strata czterechset piechoty.
Potém się skarżył na tych, którzy bez sromoty
W tém nas polu odbiegli na wieczną narodu
Niesławę: jedniż piją uchybiwszy brodu
Mętny Prut, drudzy w dybach, liżą rany trzeci;
Jeśli téż który uciekł na domowe śmieci,
Tu, tu mu lepiéj było trupem upaść bladym,
Niż żyć Bogu obrzydłym i światu szkaradym.
Nakoniec animuje swe rycerstwo, żeby
W Bogu, który do takiéj przywiódł ich potrzeby,
Doświadczając statku ich, ufność swoję kładli:
Bez jego bowiem woli i biedni nie spadli
Wróblikowie na ziemię, a jeśli ptaszęta,
Cóż was w pieczy nie ma miéć ręka jego święta?
Trwajcież, zacne rycerstwo, na przepych fortunie,
Któréj potém każdy z nas śmiele w oczy plunie;
Trwajcie, co gwałtownego prędko się przesili,
Co ciężéj cierpim, zawsze wspomina się miléj!
Tak Żółkiewski, choć w sercu pełno żółci czuje,
Pokrywa i wesołe czoło pokazuje.
Tu we wszytkich duch wstąpił, tu wszyscy jak znowu
Do broni, tabor spinać, podnosić ostrowu:
Bo téż i Skinderbasza po wczorajszéj próbie,
Trzy tysięcy straciwszy, odpoczywał sobie.
Jeszcze był Bóg nie zesłał dziś naszym terminu,
Że od niezliczonego w tym odmęcie gminu
Nie zginęli, choć słyszy krzyk, widzi płomienie
Stert odbiegłych pogaństwo, pańskie zaślepienie,
Cały tydzień w formalnym jakoby przymierzu,
Chociaż się w lepszym czuje Skinderbasza pierzu,
Obie stronie siedziały, prócz, że ku wieczoru
Sam Gałga podjechawszy, wywołał z taboru
Koreckiego, jako mu przyjaciel traktaty
Radząc: coć po tém z temi ginąć desperaty?
Okupcie się na głowy, co was tu jest, złotem,
Broń oddajcie a han was daruje żywotem.
Gdy tak Gałga po staréj Koreckiemu zada:
Wprzód — rzecze — głowy ręka, wprzód swobody strada,
Niż broń odda, złota nikt na wojnę nie wozi,
O sierć się wilk targuje, skóry pragnie koziéj.