Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 103.jpeg

Ta strona została przepisana.

Tym się bardziéj w ul cisną, tym więcéj się żurzą;
Abowiem naszy męzkich skoro pocą skroni,
Żaden kule z muszkietu darmo nie wyroni,
Ale co natarczywsze uprzątają męże,
Jeżeli téż którego ręczna broń dosięże,
Jako nie był na nogach, tak od swojéj ściany,
Na kilka stajań trupem złożyli pogany.
A już téż jasne słońce spadało z kompasu,
Kiedy ludzie szli na wczas, naszy do niewczasu,
Rum w drogę, a poganie tuż przy nich we sforze,
Póki tylko ostatnie nie zagasły zorze,
Huczą, krzyczą zdaleka, strzelają nawiasem,
Jeśli téż kędy przyjdzie tabor ciągnąć lasem,
To go albo pożarem po wietrze zapalą,
Albo go téż wzdłuż i wszersz posieką, obalą.
Zboża na pniu i w kopach, sterty, wsi, stodoły,
Łąki, ugory, wszytko precz poszło w popioły,
I mosty i przeprawy pozrucali wskoki,
Czyste rzeki mącili, zaciskali stoki,
Ciemneby otworzyli na naszych awerny,
Taka była zawziętość, taki gniew kacerny!
Wstyd potém, że tak wielkąludzi swych nawałą,
Z garści prawie upuszczą ludzi garść tak małą.
Żal nawet zejmie baszę i Dauletgiereja,
Że to z gęby wypadnie, co połknie nadzieja!
Tenże gniew i wstyd i żal serca naszych dźwignie
Do męztwa, ale sława wszytko to wyścignie,
Sławy strach lecz nie śmierci, bo to nie śmierć u mnie,
Kto bijąc się z pogany ciało odda trumnie;
Lecz strach ciężkiéj niewoli i tureckich oków
Doda serca w potrzebie i podeprze boków.
Tedy wszytkie trudności na piersiach stalonych,
Skazę przepraw, ruinę mostów obalonych,
Głód i ciężkie pragnienie, straż w nocy i we dnie,
Gorzki dym, którym drugi napoły przewiędnie,
Wiatry, deszcze i błota i czém tylko może,
Srożéć jesienne niebo, co nocne podróże,
I zimno i gorąco, pożary, poręby,
Mężném sercem znosili, a jako na dęby
Choć ciężki bije piorum, nie wskok je wywraca,
I tych nie okróciła żadna dotąd praca,
Wszytko to bohaterskim i chwalebnym gniewem,
Całe ośm dni trzymali; już pod Mohilewem