Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 169.jpeg

Ta strona została przepisana.

A czujący od siebie niadaleko Turki,
Wychełznywa bachmaty, zruca z szyje burki;
Sam śpi dopadszy cienia oganistéj trześnie;
O Kozakach ni duchu, którzy z onéj cieśnie
Wyszedszy, na dalsze się chowając roboty,
Prosto ku Chocimowi prowadzą swe roty.
Więc gdy trafią Tatary nad Prutową tonią,
Tabor środkiem szykują a skrzydła pokonią.
Widzi ich już i Orda, ale sobie myśli,
Że to ludzie z obozu tureckiego wyszli.
Toż Kozacy, nim się ci do końca postrzegą,
Dawszy im z działek ognia, skrzydłami zabiegą
Z prawéj i z lewéj strony, tak bez swoich straty,
Porażą ich i tabor zagęszczą bachmaty,
Trupem pola uścielą, więźniów biorą, co się
Podoba, tak z niechcenia zjadła baba prosię;
A Kantimir doznawszy swego szczęścia miary,
Uciekł przemierzły między Turki i Tatary.

Gdy się tak Zaporożec przed pogaństwem pisze,
Chodkiewicz Biernackiego zbiera towarzysze,
A mając na każdy dzień téj faryny jeńce,
Pale niemi osadzać każe i szubieńce.
Aż Szemberk, aż Weweli z większą wojną jadą,
I daléj od czterech mil Osmana nie kładą.
Taił wezyr Szemberka przed cesarzem, który
Dociekszy od pochlebców, że coś za raptury
Od niego do Polaków miały być z pokojem,
Chciał mu kazać zdjąć głowę pospołu z zawojem.
I by się z hospodarem nie odwiódł przysięgą,
Klęknąć było obiema przed katem pod pregą!
Przystojnie jednak miany Szemberk od Husejma,
W którym acz do pokoju chęć była uprzejma,
Z tak surowym responsem odprawi go, żeby
Polacy do jutrzejszéj mieli się potrzeby,
Bo pokój w ostrzu broni; niech im żadne miry
Nie mglą oczu, miejsca tam nie mają papiéry
Kędy szable i łuki będą ich krew chustem
Toczyć, nie pisać piórem albo inkaustem.
Albo się niech poddadzą i omyją płaczem,
Daleki trud z nóg naszych; cesarza haraczem
Wiecznym niech ubłagają i do domu cało
Powrócą, krwie nie lejąc; mnieby się tak zdało,