Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 203.jpeg

Ta strona została przepisana.

W bród się wszyscy w pogańskiéj farbują posoce,
Działa już milczéć muszą, gdyżby swoich więcéj
Niźli naszych razili pewnie strzelajęcy,
I one archandye, wyniosszy swe dzidy,
Stoją w miejscu jak wryte, ani się ohydy,
Ani boją cesarza, gdy przy takiém wojsku
W ich oczu łupią drugich Kozacy po swojsku.
Ale Chodkiewicz jako głodny lew swéj tucze
Pilnuje i serce mu nadzieja zatłucze,
Rozumie, że mu to dziś w ręce nieba dadzą,
Co jego kolegowie niedawno rozradzą;
Śle przeto do Kozaków, Sajdacznego prosi:
Niech nagli, niechaj Turków do upaści kosi;
Jeśli trzeba posiłków, już za niemi stoją,
A tych zastępów konnych niech się nic nie boją.
Ma pilne na nich oko i ledwie się ruszą,
Zaraz o nich zawadzą i kopije kruszą
Usarze, którzy na to pragną z dusze drogiéj,
I już, już kładą w boki koniom swym ostrogi.
Nie wiele trzeba było Kozakom przynuki,
Tną janczarów z Araby, Serow z mamaluki,
Tym serdeczniejsze czynią na Turków impety,
Że im trzyma Chodkiewicz z usaryą grzbiety.
Już swe w tyle daleko zostawili szańce,
Już sromotnie w półpola wyparli pohańce,
Którzy kiedy żadnego nie mają posiłku,
Choć im tysiąc chorągwi pilnuje zatyłku,
Cisnąwszy broń od siebie, usławszy plac trupem,
Część armaty Kozakom zostawiwszy łupem,
Dawszy miejsce u siebie staremu przysłowiu;
Uciekli i nogami poradzili zdrowiu.
Jadą na nich Kozacy i nic nie opożdżą,
Skoro im odbieżaną armatę zagwożdżą;
Bo jéj unieść nie mogli, ani było czasu
Bawić się i słońce téż spadało z kompasu,
A Turcy swój nadołek wziąwszy w zęby długi,
Rzadko który w zawoju, rozpuścili fugi.
Konne szyki mijają i prosto pod działa
Do obozu haramża ona uciekała.
Teraz był czas pomścić się porażki tak brzydkiéj
Na Kozakach i swoje wesprzéć niedobitki
Takiém wojskiem niezmierném, na które wpółpola
Wypinała zatyłki kozacka swawola.