Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 220.jpeg

Ta strona została przepisana.

Co niebo rozpostarła, ziemię zawiesiła,
Którą świat stoi, którą poczekawszy daléj,
I niebo się i ziemia i morze obali.
Teraz, o wielki Boże, za takowe posły,
Przyj m dziękę uniżoną, że tyran wyniosły
Myli się w swéj imprezie, szwankuje w swéj bucie;
Możeć co rość tysiąc lat, a upaść w minucie.
Więc, o jedynowłajco nad rąk swoich tworem,
Zruć go z pychy do końca z Nabuchodozorem,
Nasyć go téj ohydy, niechaj temi pęty
Brzęczy, które zniósł na nas; niech trawę z bydlęty
Pasie, kto się śmie równać, krwią bywszy i ciałem,
Z tobą, Bogiem wszechmocnym, wiecznym, doskonałym!
Spraw należytą sobie cześć, garścią swych ludzi,
Któréj żaden czas i wiek żaden nie wystudzi;
Zruć tę sprosną bestyą, co śmie dźwigać piętę
Ku niebu, na cielesnych wszeteczeństw ponętę
Świat łudząc; skrusz jéj rogi, a schyliwszy grzbieta,
Zdepc, niech twéj czci nie kradnie z Turki Mahometa!“
Tak się modlił Chodkiewicz; a ogniste słonie
Zachodzi i w głębokiem morzu znowu tonie.
Idzie na wczas co żywo, wszytkich noc ogarnie,
Już lampy i wieczorne pogasły latarnie;
Sam tylko Osman nie śpi, płacze, biada nóci,
Wstyd go samego siebie, że się tak poszpoci,
Że sromotnie uchybi przodków swoich sławy,
Coraz to gorzéj, miasto szwankuje poprawy,
Na toż przyszedł trud jego i tak trudne drogi?
Późno w głowie muftego rozbiera przestrogi,
Widzi, że nic tak mocno na święcie nie stało,
Żeby się od słabszego wywrotu nie bało.
Sto lat twardy dąb roście, a jednéj minuty
Ostrą ścięty siekierą przychodzi do zrzuty.
Żadna rzecz najwyższego dojść nie może szczytu,
Gdzieby mogła mocno stać; żadna rzecz do sytu
Nie ma, i skoro w górze swéj stanie nadzieje,
Też ją koła, też nazad cofają koleje;
Ale spojrzyj: bo gdzie się człek piął przez półroka,
We mgnieniu, że tak rzekę, na dno spadnie oka!
Widzi onych rycerzów i waleczne chłopy,
Których ręką ostatek wziąć miał Europy,
Z których ręku, nie polskie ale ziemie całéj,
Jego cesarskiéj skroni laury czekały,