Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 224.jpeg

Ta strona została przepisana.

Głos po naszym obozie rozsiał tak okrutny,
Że hetman z komisarzmi w skrytéj zawarł radzie
Wyciąć Wołoszę, co nam tu siedzi na zdradzie;
Bo ledwie co pomyślim, wszytkiego docieką,
Wszytko przez pobratymy do Turków wywleką;
Żaden fortel nie płuży, żaden do efektu
Nie przyjdzie; więc tych frantów zgolić bez respektu,
Wyjąć węża z zanadrza i tę wesz z kołnierza.
Takie echo kiedy się po wojsku rozszerza,
Zaraz i wódz gotowy z tejże wyszedł kuźni.
Tedy wszyscy ciurowie i pachołcy luźni,
Wiedząc, że grzech takowy bez pomsty uchodzi,
Im się nań większa kupa, większa liczba zgodzi,
Wprzód się schodzą na bazar, gdzie zażywszy gochy,
Bieżą znosić hultaje — niewinne Wołochy,
Którzy Polaki widząc i swoje patrony,
Do żadnéj się chudzięta nie biorą obrony,
Rzucą szable na ziemię tym katom pod nogi,
Nie wiedzą, przez co padli na tak straszne wrogi,
Nieba, ziemie i wszytkich związków ludzkiéj wiary
Wzywając, o przyczynę pytają téj kary.
Bogiem świadczą niewinność; toż przez wszytkie względy,
Przez spólnéj chrześcijańskiéj religiéj obrzędy
Płaczą, żebrzą litości, proszą krótkiéj zwłoki,
Żeby łzami podobno ruszyli opoki,
Jeżeli już umierać muszą od ich ręki,
Żeby dzieci i małe obłapili wnęki.
Ale serca stalnego, zakamiałych uszu
Nie ruszą; na zmyślonym skoro karteluszu
Dekret w rzeczy hetmański, herszt onéj gawiedzi
Przeczyta, toż do mordu! strumieniem się cedzi
Krew niewinna tych ludzi, niebiosa przenika
Żałośny krzyk i tronu boskiego się tyka,
Pomsty woła; lecz na to wszytko hultaj głuchy,
Jeden wzajem drugiemu dodawszy potuchy,
Sieeze, rąbie bezbronnych, kole, kędy może,
Nie dba na płacz, na modły, owszem gorzéj sroże.
Skoro wytnie mężczyzny i położy śniatem,
Na białą płeć i starców obciążonych latem
Wywrze ślepą wścieklinę; jako nieme głąbie
Równo dziady z babami w krzywe karki rąbie;
Na łeb drugich zrucano z chocimskiego mostu,
Kędy już ani maści, ani żywokostu