Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 232.jpeg

Ta strona została przepisana.

Wały sypać nakoło, lecz jego rozkazu
Nie słuchali rotmistrze pieszy, choć im w sznury
Rozmierzył; jeżeli téż począł dłubać który,
Do połowy nie skończył, że na cztery stopy
W głąb i wszerz tylko były one ich okopy;
Niepodobna się im rzecz zdała, żeby nagi
Poganin miał przyjść kiedy do takiéj odwagi,
W wiotkie suknie i w cienkie ubrany koszule,
Narażać się na ognie, na strzelbę, na kule.
A ci skoro okrzykną Lubomirską bronę,
I wszytkie nasze siły zgarną w tamtę stronę,
Wskok uczynią rewoltę, a zbiwszy obrońce,
Lotnym wpadną piorunem na wspomnione szońce.
Sladkowski i Zyczewski tamtéj ściany strzegli,
Oba pieszy rotmistrze, oba razem legli,
I choragwie i ludzi z ohydą szkaradną
Stracą; nie przestrzegli ich Turcy, kiedy spadną;
Bo gdy nie jak w obozie, nie jako na wojnie,
Ledwieby tak w swym domu uszło żyć spokojnie,
Poczynają, ni warty, ni strzelby gotowéj
Mając, spali w kotarach pod czas południowy.
Piechota téż część śpi, część na wale się iszcze,
Choć Turków pełne pole, choć ich bies opiszcze,
Zimne w budach muszkiety, szable zzasychały,
Dosyć kiedy chorągwie powtykali w wały.
Tak gdy się ubezpieczą, bez wszelkiego wstrętu
Wsiędą na nich i wytną poganie do szczętu,
Chorągwie wezmą, a łeb od każdego trupu
Oderzną, dla pewnego u cara okupu.
Jakoby nie hajduki i podłe usnachty,
Ale co najprzedniejszéj naścinali szlachty.
Już Turcy tryumfują nie czując odporu,
Już głębiéj do polskiego biorą się taboru,
Już i insze piechoty tak straszną rubieżą
Strwagane uciekają i od szańców bieżą;
Aż Sieniawski, który straż w placu trzymał dniowym,
Przypadnie i wracać się każe zbiegom owym,
Wraz kędy się pogaństwo suło jako z kadzi,
Długie złożywszy drzewa, o bok im zawadzi,
Jednych dzieje, a drugich tnie ostrym pałaszem;
Tymczasem huknie trwoga po obozie naszem.
Larmo głosi co żywo, już wiedzą hetmani,
Że dwa rotmistrze z ludźmi już w pień wyścinani,