Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 237.jpeg

Ta strona została przepisana.

Zwłaszcza u nieboszczyka Życzowskiego fosy,
Gdzie wczora Turcy z trupów robili bigosy.
Toż skoro świt pogańskie zastępy osuły,
Wziąwszy na postrach słonie, wielbłądy i muły,
Wygarnąwszy armatę z taboru na głowę,
Ale téj do Kozaków obrócą połowę.
Tam hołdowne piechoty, tam janczary wiodą,
Kędy w oczy sąsiedzi opłotni ich bodą.
Druga, kiedy robotę będą mieli w domu,
Pewnie, że na ratunek nie pójdą nikomu.
Lecz trafią na gotowych i wezmą odkosza
Janczary, Transylwani, Multani, Wołosza.
Chodkiewicz Sieniawskiego znowu Mikołaja
W placu stawia, sam za nim, jakoby z przyłaja,
W piąciu rot kopijnika; z swoją stał na przedzie ;
Lewe skrzydło Zienowicz z Opalińskim wiedzie.
Zienowicz był połockim, Opaliński panem
Poznańskim, że rzetelniéj rzekę, kasztelanem.
Prawe Sapieha trzyma, z mężnym Rudominą,
Czekając, rychło ku nim poganie się chyną.
Tak rozumiał Chodkiewicz, ani się omylił,
Żeby po wczorajszemu naszym szyki zmylił.
O Lubomirską Turczyn uderzy się stronę,
Gdzie, gdy wszyscy giaurzy pójdą na obronę,
On tymczasem, lecz lepiéj dziś przygotowany,
Obnażone z obrońców wczora weźmie ściany.
Już tam dział kilkadziesiąt ordynował wcześniéj,
Niechaj ten ustępuje, komu będzie cieśniéj.
Jakoż ledwie to hetman do swoich wyrzecze,
Kiedy pogaństwo dzidy wyniosszy i miecze,
Uderzą w tamtę stronę wszytką swoją mocą,
Drudzy na Życzowskiego szaniec się obrocą;
Już miną w jego placu Sieniawskiego czołem,
Gdy Chodkiewicz kilkakroć okrzykiem wesołem
Każe w nich Sieniawskiemu, co może miéć skoku,
Zawadzić i sam razem przybędzie mu z boku.
W przód chrzęst tylko i szelest słychać było cichy,
Gdy naszy lawą brali pogaństwo na sztychy;
Żaden swego nie chybi i trzech drugi dzieje,
Że im cieple wątroby kipią na tuleje;
Trzask potém i zgrzyt ostry, gdy po same palki
Kruszyły się kopije w trupach na kawałki;
Pełno ran, pełno śmierci; wiązną konie w mięsie,