Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 265.jpeg

Ta strona została przepisana.

Niech się teraz zawstydzą, niech uczą na potem,
Jako padną giaurzy pod twéj dzidy grotem.“
Piętnasty dzień był września, gdy on basza śmiały,
Objechawszy kilkakroć wczoraj nasze wały,
Miawszy do onéj swojéj imprezy dwu szpiegów,
Zwyczajnie z Mościńskiego węgierskich szeregów,
Postawił wojsko swoje ku téj właśnie stronie,
Gdzie mu o wązkiéj fosie i słabéj obronie
Zbiegowie powiedali: bo Mościński w przedzie
W szańcu mając Wejera, licho się obwiedzie.
Za Karakaszem stanął, przynajmniéj na dziwy,
We trzechkroć stu tysięcy Huseim życzliwy,
Kiedy mu się krwie polskiéj, jako w mowie swojéj
Przysiągł wczoraj Karakasz, toczyć nie okroi;
A tymczasem niezmiernie śmieje się w zanadrze,
Że Karakasz w godzinę pewnie nogi zadrze;
Jeszcze nie zna Polaków, z Węgry i z Niemcami
Nawykszy się bić, dziesięć stoma tysiącami.
Sześćdziesiąt machin zatém ku Lubomirskiego
Bronie rychtuje, które bez skutku wszelkiego
Niebo dymem kopciły, a grzmotem niezmiernem
Z gruntu się trzęsła ziemia pospołu z Awernem.
Stanisław stał Stadnicki z swą chorągwią w straży,
Temu zginął Broniowski; drugiego obnaży
Ze słuchu towarzysza ten trzask; więc i koni
Kilku od kul okrutnych na placu uroni.
Południe nadchodziło, gdy Karakasz basza
Starszych wojska swojego do koła zaprasza
I, pokazawszy miejsce, w które szturmem godzi,
Wszytkich krótko napomni; potém sobie młodzi
Sześć przybierze tysięcy: z temi kredencować,
Z temi zwykłéj chce dzisiaj fortuny próbować.
Między których jańczarów skoro uszykuje,
Wszytkim, wszytkim zsieść z koni zaraz rozkazuje,
Które głupi bez straży zostawiwszy w lesie,
Krzyknie na swych i szablę do góry wyniesie.
Na myśl naszym nie padło, żeby w kąt tak ścisły
Szturm Turcy dać i mieli obracać zamysły,
Wejer w szańcu od pola, Lubomirski w drugim
U swéj brony ma działa przy muszkiecie długim.
Ale skoro Karakasz, minąwszy Wejera
I bronę Lubomirską, prosto się pobiera,
Kędy cudzą Mościński ćwiczony przygodą