Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 303.jpeg

Ta strona została przepisana.

Gdzie i ślepy mógł trafić i choćby był palił
Nawiasem, w takiéj gęstwie, trzech, czterech obalił.
Tak-ci Turcy uciekli, wziąwszy słuszną cięgę,
I Osman na wczorajszą nie pomniąc przysięgę,
Każe wołać wezyra: „I sam widzę — rzecze —
Że się dłużéj ta wojna z Polaki przewlecze,
Na którą-m się we zły czas nieszczęśliwie ruszył;
Nie jam winien, ale ten, który mi potuszył.
Niechaj zaswoję radę głębiéj piekła gore,
Przybrawszy tych proroków i wróżbitów w sforę
Skinderbasza; jego-to instrukcya, jego
Pochlebstwa, żem natenczas połajał muftego;
Za co mnie dziś Bóg skarał, i gdyby go wskrzesić,
Kazałbym go i z temi mataczmi powiesić.
Losy winny niebieskie: bo ja temu wierzę,
Że kogo Bóg chce skarać, wprzód mu rozum bierze.
Lecz gdy tego żałować snadniéj niż poprawić,
Życzę pokój z Polaki jak najlepszy sprawić,
Raczéj stary odnowić, i jeśli być może,
Wytargować co na nich za moje podróże
I trudy tak dalekie; na mnież-by sromota
Przyschnąć miała, i darmo uczynione wota
Na meczet wymierzony? Jakimkolwiek zgoła
Okrasić to pretekstem; czemu wiem, że zdoła
Twa głowa, cny wezyrze, żebyśmy bez sromu
I ludzkiego pośmiechu wrócili do domu“.
Tak był Osman łaskawy, tak udobruchany,
Żeby go mógł na wrzody przykładać i rany.
Więcéj w nim mógł jeden dzień, niż przeszłych czterdzieści.
Już da miejsce racyom, już się to weń zmieści,
Że z nami przegrać może, że człek jako iny,
Że trzeba sprawiedliwéj do wojny przyczyny,
Że serce ma nad liczbę w okazyéj więcéj,
Że przed jednym ucieka chartem sto zajęcy.
Płakał przecie jako bóbr, a ze łzami szczery
Jad mu pryskał po piersiach, kiedy kawalery
I swych widzi rycerzów, jednych jako wory
Na wozach, drugich jako bydło do obory
Gnanych z pola, i chociaż nie śmie słowa z gęby
Wypuścić, kiedyż-tedyż ostrzy na nas zęby.
Jakoż wzięli dziś chłostę tak pamiętną, żeby
Sześćniedzielne z Turkami zrównała potrzeby.
Kiedy tak znacznie spuścił kwintę Osman hardy,