Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 316.jpeg

Ta strona została przepisana.

Już naszy sposób mieli, przytrzymawszy cugle
Zamierzyć się, a skoro poganin od strachu
Zmylił raz, powtórnego nie uszedł zamachu;
Albo na krzyżach, albo na grzywie u konia
Ze łbem nadstawionego, razem pozbył krztonia.
Sześćdziesiąt ich dziś padło, kilku żywcem wzięto,
Nierównie nastrzelano więcéj i nacięto
Przedniego komunnika: gdyż na takie gony
Nie zejdzie się tylko mąż i żołnierz ćwiczony,
Znać było, choć się kryli, gdy samym wieczorem
Wracali do taboru imo namiot, w którem
Naszy stali posłowie, gdy łby, ręce, brzuchy
Uwijali w bawełnę i miękkie flejtuchy.
Trupów część na wozy, część na muły i osły
Nakładszy, w jeden parów rzucali zarosły;
Za których i podziśdzień obłąkane dusze
Pełne ptaków, pełne psów i kotek fundusze.
O nieszczęsna jałmużna! psy karmić i koty,
A człek więźniem od głodu zdycha i roboty!
Mrok padał, kiedy koniec onéj był turniei,
Ani noc swojéj zwykłéj chybiła kolei,
A skoro na podniebne okolice padła,
Zwierz na paszą, ptastwo szło na wiadome siadła.
Co żywo śpi jak zarznął, prócz ten, co na straży
Z boku się na bok w siedle uprzykrzoném waży.
Czemuż nie śpisz, Osmanie? czyż nie miękkie pierze?
Gzy cię nie wkoło strzegą życzliwi żołnierze?
Komu jaka z wieczora w głowę się myśl wplące,
Niechaj zboże pod wiatrem, niech rzeki płynące
Sobie imaginuje, wzdy nie będzie przy śnie:
Bo go bardziéj niż kamień pod bokami ciśnie.
I Osman, utraciwszy ludzi swych tak wiele,
Widzi, że mu się droga do Stambołu ściele,
Widzi, że, jak przyjechał, tak pojedzie z nizczym,
Ani my się tak prędko w obozie wyniszczym
Mniejszą kupą jako on; naostatek widzi,
Co się porwie, to podrwi i swym wojnę brzydzi,
Już dziś trzeba traktować, albo z dalszym bojem
Odprawić komisarzów; między tém obojem
Gdy się sam w sobie miesza, rychło janczaragi
Wołać każe i to mu poda do uwagi:
„Wprzód nim przyjdzie do jakiéj z nami transakcyéj,
Chcę jakie sprawić imię téj ekspedycyéj.