Strona:PL Wacław Potocki-Wojna chocimska 352.jpeg

Ta strona została przepisana.

Bóg do stłumienia pychy swéj gliny śmiertelnéj;
Ale jeżeli kędy, tu, tu był źretelny.
Nakoniec żeby czasu w poswarkach nie trawić,
Kilkadziesiąt namiotów kazali postawić
Na tamtéj Dniestru stronie i o tém znać dadzą,
Że się naszy ruszają, że się już prowadzą.
Łacno starzec uwierzy, że na wierzbie gruszka,
Co mu z oczu nie pancerz, lecz patrzy poduszka,
Choćby też co i myślał, widzi, że zeń nasi
Mają rozumu, że mu zachodzą od spasi.
Toż ich prosi do siebie, wesoły na cerze
Da im jeden egzemplarz tych pakt, drugi bierze.
Tam mu Suliszowskiego wybornych słów tonem
Zaleca, żeby jego raczył być patronem;
Żeby w nim pierwszy dowód łaski i swéj chęci
Wyświadczył, przez co wszytkich Polaków przynęci,
I w drodze i na miejscu, aż z naszéj Korony,
Wielki się do prześwietnéj poseł stawi brony.
Onymże Dilawera żegnają zawodem,
A już wieczór przed sobą noc popycha przodem.
Już mrok padał, już zgoła zachodziło słońce,
Więc się tu o wołoskiéj jeszcze dziś wędzonce
Na burce biłohrodzkiéj a kutnarskiém winie
Przespać, aż znowu Febus proporce rozwinie.
Aleć się im w onę noc jako górze spało;
Ziemia drżała pod niemi, powietrze huczało,
Gdy się Turcy jak mrówki rozdrażnione snują,
I ochotnie na drogę jutrzejszą gotują.
Pędzą z pól osły, muły, wielbłądy, bawoły,
Jezda koń siodła, pieszy łatają postoły,
Już namioty zbierają, już ładują wozy,
I kto nie ma baranów, ubiera się w kozy;
Bo one złotogłowy, pierza i buńczuki,
Jeśli kto nie utracił, głęboko tka w juki.
Wszędzie pełno niezwykłéj ochoty dowodów,
Wszyscy jako na gody; tylko Osman z godów
Zwiesił nos, sowę zadął, siedzi jako wryty;
I na to-li przyjść miały jego propozyty?
To-li świata całego potkało monarchę?
Jako matkę przywita? jako patryarchę?
Jako pojźry na Bogu wymierzony kościół?...
Takie i tym podobne żale w sercu rościół.
Nakoniec trzaśnie palcy i pojźry do góry: