Matka nie — postrzegszy frant sztuki, odpowiedział —
Ale ojciec więcéj tu niż w domu przesiedział.
Ktoś spytany, gdzie oka postradał? krótko się
Sprawił, więcéj nie rzekszy, tylko: że przy nosie.
Temi czasy pod świętéj tytułem Agnieszki,
Nowy zakon w Krakowie zjawił się na mniszki,
A samemu założyć zdało się go Bogu.
Pytasz? tam gdzie o jednym dwu baranów rogu,
Owca raczéj z baranem na całego miasta
Widoku, bowiem w rynku w jednę głowę zrasta,
Święty zakon i zkąd ma swoje przechwalanie
Każda do trzeciego dnia profeską zostanie,
Na regułę przysięże a tytuł odmieni,
Aż mniszka, a co większa, że oraz i ksieni,
Kiedyby jeszcze znała silentium która,
Na świecie-by nie było lepszego klasztora,
Żem go świętéj Agnieszki nazwał, pytasz czemu,
Bowiem Agnus Baranka znaczy po naszemu.
Siedząc Włoch na bankiecie gdzieś między Polaki,
Natkał rozmaitemi żołądek przysmaki;
Więc gdy przez gospodarską po uczcie ochotę,
Przed każdego kieliszków pewną kładą kwotę,
Że do nich przymuszają, aż się drudzy dawią,
Rozumie, że znowu stół misami zastawią,
Tak-że go do jedzenia jako i do picia
Musić będą; więc skrycie umknąwszy obicia,
Uciec, niżeli umrzeć, z tego woli gmachu.
I przyznał się nazajutrz do swojego strachu.
I święte się i świeckie na to pismo zgadza,
Że wino troskę z serca, z głowy żal wysadza.
Nie darmo ludzi smętnych i zjętych frasunkiem,
Jako mówi przypowieść, tym częstują trunkiem.
Wziął kupcowi czterdzieści kilka beczek wina
Pan na Wojniczu, co się pisze z Ossolina,
Że przemycił, już czwartéj części go dopija.