wielki ale wykwintny, arystokratycznej powierzchowności, co zresztą poświadczało i nazwisko właściciela: „Hrabia Felix Horecki,“ wypisane ponad bramą. Żelazna krata oddzielała od ulicy dziedziniec zasłany zielonym kobiercem murawy, wykrojonej w rozmaite klomby kwiatów. Do głównego budynku w głębi, prowadziły szerokie wschody, których balustrada okrytą była wazonami egzotycznych krzewów; ganek pierwszego piętra wspierały marmurowe karjatydy, a z poza dachu wyglądały gałęzie starych drzew ogrodu, świadcząc że właściciele nie dbali o zużytkowanie każdego łokcia ziemi, i byli dość możnymi by nie żałować sobie największych zbytków miejskich: powietrza, przestrzeni i zieloności.
Młody człowiek zatrzymał się przy kracie dziedzińca, jak gdyby zdawna przywykł tak czynić, i spojrzał wewnątrz dziwnym wzrokiem, a twarz jego pogodna spochmurniała nagle. A jednak cóż wspólnego być mogło pomiędzy nim a mieszkańcami tego eleganckiego pałacu? Ubranie jego czyste i noszone z pewną wrodzoną wytwornością, było zwykłem ubraniem rzemieślnika; ręka pięknych, rzeźbiarskich kształtów, była jednak szorstka i spracowana. W tej chwili dziedziniec był pusty; story i żaluzje szczelnie pozamykane świadczyły, że tu wszyscy byli jeszcze pogrążeni w śnie głębokim. Jednakże on oczy badawcze zatopił w tych oknach przysło-
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.