Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

więcej służyć nie potrzebuje, że ja będę bogatą. Ale co mi tam, kiedy pan odjeżdżasz.
W innej chwili te słowa dziecka byłyby mnie zastanowiły; później one powróciły mi do myśli. Zkąd Ciarkowski zbogacił się nagle śmiercią ojca mego, który przecież zmarł bez testamentu? Teraz ten żal jej roztapiał chłód pozorny, którym uzbroiłem się na tę straszną godzinę, bo ona z okrucieństwem nieświadomego dziecka targała rany moje; każde jej słowo było mi męczarnią.
— Przestań Andziu — zawołałem, przytulając do siebie tę jedyną istotę, która mnie kochała, i wstrzymując łzy gwałtem wymykające mi się z pod powiek; zobaczymy się jeszcze.
W tej chwili niecierpliwy głos Ciarkowskiego dał się słyszeć, wołając „Andziu, Andziu!“ Dziewczynka zapominając o mnie pobiegła prędko, a ja nie zastanawiając się wcale nad tem co usłyszałem od niej, kończyłem przygotowania moje.
Tego dnia jeszcze opuściłem pałac Horeckich.
Gdym się znalazł w nędznej izdebce hotelu, w którym tymczasowo szukałem schronienia, zastanowiłem się dopiero sam nad sobą, nad przyszłością. Zrazu nie czułem nic prócz palącego bolu, prócz pokrzywdzenia i obrazy śmiertelnej. Byłem jak człowiek, który z wysokości spadł nagle w przepaść. Wszystko kręciło się i wirowało w mózgu moim bezładnie; aż zwolna w tym chaosie cierpień, poczę-