Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

na w niego, zdawała się słuchać jeszcze,i piła sercem spragnionem słowa, z których drgało życie jego. Przez tę krótką noc, przeżyli oboje przeszłość jego całą; cierpieli, nienawidzili, walczyli razem — a teraz znów spojrzenia ich topiły się w zachwycie miłości.
— Kiljanie — wyrzekła cicho Cecylja; chciałabym być godną ciebie. Napróżno mówisz, że działalność człowieka staje się wielką dopiero na drodze wiedzy; ty nie czekasz na to, i stajesz się wsparciem i opieką tych wszystkich, których tylko dosięgnąć zdołasz promieniem wzroku.
— Niepowinnaś dziwić się temu — odparł — cierpiałem, znam z doświadczenia gorycz i niebezpieczeństwo każdej złej doli. Ale dobra wola moja, jakkolwiekby czynną była, niczem jest prawie w obliczu cierpień społecznych. Ja chciałbym otrzeć łzy wszystkie i zniszczyć ich zdrój na zawsze, a na to trzeba coś więcej niż cała fortuna hrabiego Feliksa, choćbym ją i posiadł nawet. Napróżno drogę nauki zamykano przedemną; zepchnięty ze szczytów towarzyskich, szukałem jej w skromniejszych praktycznych sferach. Potrzebowałem chleba; więc jako prosty robotnik wszedłem do fabryki wyrobów chemicznych; nie wahałem się czas jakiś zostać prostem kółkiem w mechanizmie pracy, ale byłem kółkiem myślącem. Nie stać mnie było na laboratorja i doświadczenia kosztowne; uczyłem się w nocy teo-