Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— O czemże więc?
— O rzeczy nowej zupełnie — mówił Ciarkowski, podnosząc hardo głowę i patrząc śmiało na hrabiego; pański syn uwiódł moją córkę.
Z kolei hrabia podniósł kose oczy na Ciarkowskiego, jakby sądził że on rozum postradał — i coś nakształt śmiechu wykrzywiło mu usta. Ale to przeszło szybko; stłumił wybuch niewczesnej wesołości, pohamował się i wyrzekł łagodnie.
— Bardzo źle zrobił, ale cóż ja na to poradzić mogę.
Ciarkowski zrozumiał doskonale doniosłość tej odpowiedzi; spodziewał się jej i przygotował się na nią, ale udał bolesne zdziwienie.
— Jakto panie Hrabio? — wyrzekł prawie z niedowierzaniem.
— A tak — mówił zagadniony — źle zrobił, ale młodość młodością, wiesz o tem do licha. Czemuż nie pilnowałeś córki? bądź jednak spokojny, posag jej biorę na siebie.
— O panie hrabio! — zawołał kamerdyner z oburzeniem, przejmując się coraz bardziej rolą szlachetnego ojca, którą zamierzył odgrywać.
Feliks Horecki doskonale znał Ciarkowskiego; podniósł więc wzrok na niego, jak człowiek którego słuch myli.
— A to coś nowego — wycedził przez zęby, mierząc napuszoną niezręcznie postać stojącą przed