Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

Rzeczywiście myśl o podobnym związku nie przeszła przez głowę kamerdynera; jednak rad był że ją hrabia wypowiedział, chociaż nawet i szyderstwem; to pochlebiało jego demokratycznej dumie, i uprawniało wysokie jego żądania.
Przez chwilę trwało przykre milczenie. Teraz Horecki nie szukał na nie pretekstu, nie sięgnął po papiery ani po filiżankę, tylko głowę opuścił na piersi. Sztuczna powaga i sztuczna wesołość odbiegły go w jednej chwili; teraz komedja mieniła się w dramat. Trzeba było mówić na serjo, wspominać przeszłość którą chciał zapomnieć, i wznawiać wiecznie hańbiący targ o milczenie człowieka, który wiedział za wiele.
— Dajmy pokój próżnym słowom Ciarkowski; mów wyraźnie ile żądasz?
Ale właśnie kamerdyner pierwszy żadnej cyfry wymienić nie chciał; więc wyrzekł pusząc się coraz bardziej.
— Mówiłem już panu hrabiemu, że tu pieniądze nic nie znaczą.
Nerwowy dreszcz niecierpliwości przebiegł twarz hrabiego.
— Dobrze więc — odparł hamując się z trudnością, — już ja postaram się o męża dla Andzi.
— Zbytek łaski pana hrabiego.
— Więc czegoż chcesz w końcu? — zawołał Horecki przywiedziony do ostateczności.