Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

i na drugie brakło jej odwagi: coraz okropniejsze myśli wiły się w jej głowie. Któż mógł wiedzieć, jakim kosztem hrabia Feliks zdobył ten majątek? czy razem z nim nie utraciłby czci i dobrej sławy? Amelja przypomniała sobie z przerażeniem ów wieczór śmierci hrabiego Juljusza, polecenie jakie odebrała oddalenia koniecznie Kiljana, które wypełniła tem wierniej, iż korzystała z owej chwili, by wymódz ostateczne przyrzeczenie i słowo kuzyna. Więc i ona także bezwiednie umaczała ręce w spisku który go wydziedziczał, i jak ślepe narzędzie działała przeciw samej sobie.
Pod ciężarem tych wątpliwości, pot zimny występował na jej czoło. Czemuż odpowiedź na te wszystkie zagadki losu dostała się w jej ręce! Nieprzywykła do samoistności, nie widziała drogi żadnej przed sobą, i zwróciła wytężone źrenice na te złowrogie karty, których cudzoziemskie wyrazy aż nadto zrozumiałe były dla niej. Czuła zawrót głowy, skronie jej pałały, febryczne dreszcze przebiegały ciało, i jakaś dziwna niemoc ogarniała ją całą. Cóż miała uczynić? — to pytanie straszne, naglące, z gorączkową siłą tkwiło w jej pamięci, wśród plątających się obrazów wydarzeń dnia tego. Z wysileniem złożyła papiery, i ukryła napowrót w tajemnicze schowanie biurka. To był ostatni jej czyn rozważny.