Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

w takt ze światem, nie zniżyliśmy ducha do fałszywej harmonji jego, byliśmy i jesteśmy samotni — wiesz o tem.
— A ci wszyscy których wspomagałeś Kiljanie.
— Jak widzisz, zapomnieli o mnie, lub nie mają czem się podzielić. Czy sądzisz żem rachował kiedy na wdzięczność ludzką; że mam prawo dzisiaj przypominać się tym niewypłacalnym dłużnikom sercu? Nie Cecyljo; do człowieka którego wsparłem nie udam się nigdy, on sam powinien trafić tutaj.
Ona nie odrzekła nic, czuła prawdę słów jego. Ale cóż znaczą słowa skoro braknie chleba? W obec tego faktu, jakież miały znaczenie jego wysokie pojęcia i rozumowania? Pogrążona w ponurem milczeniu spoglądała na przemian na wygasłe ognisko i na męża, który powoli podnosił się z posłania. Pomiędzy niemi trwała cicha walka miłości; każde chciało zdwoić swój własny ciężar byle nic nie zaciążyło nad drugiem; każde pragnęło cierpieć za dwoje. I była pomiędzy niemi nieskończoność cierpienia, odbijającego się z serca do serca, ale i nieskończoność słodyczy w tej miłości wyższej nad wszystko. Nędza nawet nie przyniosła im rozdwojenia myśli ani gorzkiego słowa na usta; cierpienie ich było czyste, jak duchy ich były wyprobowane życiem, zahartowane w ogniu przeciwności.
Kiljan ubrał się powoli, i nie mówiąc słowa probował przejść się chwiejącym krokiem po izdebce,