wcale jak żyć można bez tysiąca rzeczy, których tutaj brakowało zupełnie. Po raz pierwszy widziała twardą rzeczywistość, i nie odwracała się od niej trwożna, ale umysłem i sercem chłonęła tę chwilę i jej gorzką naukę.
Tymczasem śnieżna zamieć szalała na dworze, i trzęsła oknami izdebki.
— Boże, Boże — szepnęła Cecylja zwyciężona niepokojem, zapominając prawie obecności hrabianki — on nie powraca!
— Chory — wyrzekła Amelja — jak on mógł wyjść na czas podobny!
I spojrzała z wyrzutem prawie w twarz Cecylji.
Cecylja uśmiechnęła się boleśnie.
— Potrzeba nie wybiera czasu — odparła krótko.
— Potrzeba! — powtórzyła Amelja, — więc taka nędza istnieje, i nikt jej w pomoc nie przychodzi!
Przyszły jej na myśl wszystkie dobroczynne zabawy i prace w których brała udział, i zrozumiała że z nich korzysta tylko patentowana nędza; przypomniała sobie uniżone postacie udające się do pańskich domów po wsparcie za rekomendacją pobożnych osób. Czyż dziwić ją mogło, że Kiljan i Cecylja nie należeli do nich?
— Dotąd — wyrzekła Cecylja jakby odgadując jej skryte myśli — dotąd wystarczaliśmy sobie, i da Bóg dalej wystarczać będziemy. Kiljan nie przyjmie jałmużny, ani...
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.